30 LISTOPADA
Pamiątka jesieni, słonecznej, tej która otula cię zewsząd i ni na krok nie chce pozostawić cię samemu ...choć wie, ze odejść musi...
to zeszłoroczne chryzantemy ( mówiłam, że mam zaległości :) ); pięknie kwitły, było słonecznie, ale mimo to lekki chłód pomagał w rozwoju pięknych kwiatów.
A tutaj mamy lawendę. Rosną już kilka lat na tym samym stanowisku jakieś 3-4 krzaczki i rozrosły się tak bardzo, że na wiosnę będą musiały być przesadzone. A w tym roku ok. końca kwietnia zrobiłam sadzonki. Jak na razie ładnie rosną, ale zobaczymy co będzie po zimie. Nie okrywałam je, ani nic podobnego.
Aby zrobić sadzonki ucięłam młode pędy ( 10-15 cm ) z kawałeczkiem ( ok 0,7-2,5 cm ) zeszłorocznego lekko zdrewniałego pędu ( ulistnionego ), oberwałam listki ( cięłam mocno zmrożone krzaczki bo bezśnieżnej zimie ) od dołu, włożyłam na chwilę do słoja z wodą, a następnie wsadziłam do ziem po kilkanaście-kilkadziesiąt sztuk. Nie używam żadnego ukorzeniacza. Po prostu zakopcowałam pędy na gł. kilku cm i podlałam.
Nie wszystkie rośliny ukorzeniły się, ale te którym to się udało zakwitły we wakacje i dopiero pierwsze przymrozki zahamowały rozwój bodajrze trzecich z kolei pąków ( może drugich, nie jestem pewna ).
Jeśli przezimują to na wiosnę zrobię nowe sadzonki, a te już ukorzenione wylądują z jednej strony warzywnika tej bardziej osłoniętej, na piaszczystej ziemi. Może będą rosły obok drzew i krzewów, które je osłonią, będzie mniej trawnika do koszenia, piękny zapach, kolor i cudowny widok...
... no i nie zapominajmy: mniej pracy :)
to zeszłoroczne chryzantemy ( mówiłam, że mam zaległości :) ); pięknie kwitły, było słonecznie, ale mimo to lekki chłód pomagał w rozwoju pięknych kwiatów.
A tutaj mamy lawendę. Rosną już kilka lat na tym samym stanowisku jakieś 3-4 krzaczki i rozrosły się tak bardzo, że na wiosnę będą musiały być przesadzone. A w tym roku ok. końca kwietnia zrobiłam sadzonki. Jak na razie ładnie rosną, ale zobaczymy co będzie po zimie. Nie okrywałam je, ani nic podobnego.
Aby zrobić sadzonki ucięłam młode pędy ( 10-15 cm ) z kawałeczkiem ( ok 0,7-2,5 cm ) zeszłorocznego lekko zdrewniałego pędu ( ulistnionego ), oberwałam listki ( cięłam mocno zmrożone krzaczki bo bezśnieżnej zimie ) od dołu, włożyłam na chwilę do słoja z wodą, a następnie wsadziłam do ziem po kilkanaście-kilkadziesiąt sztuk. Nie używam żadnego ukorzeniacza. Po prostu zakopcowałam pędy na gł. kilku cm i podlałam.
Nie wszystkie rośliny ukorzeniły się, ale te którym to się udało zakwitły we wakacje i dopiero pierwsze przymrozki zahamowały rozwój bodajrze trzecich z kolei pąków ( może drugich, nie jestem pewna ).
Jeśli przezimują to na wiosnę zrobię nowe sadzonki, a te już ukorzenione wylądują z jednej strony warzywnika tej bardziej osłoniętej, na piaszczystej ziemi. Może będą rosły obok drzew i krzewów, które je osłonią, będzie mniej trawnika do koszenia, piękny zapach, kolor i cudowny widok...
... no i nie zapominajmy: mniej pracy :)
Komentarze
Prześlij komentarz