31 STYCZNIA: Kropla słońca

Życie w mieście ma swoje plusy i minusy. Jedni, wyjeżdżając ze wsi, czują się tu jak we własnym domu, inni podążając za tęsknota wracają skąd przybyli, albo mieszkają ciut bliżej, na przedmieściach. 

Jest jeszcze zbyt wcześnie żebym mogła przydzielić się do którejkolwiek z grup. Na razie stoję pomiędzy nimi. Może tak zostanie, choć do końca nie wiem, co miałoby to oznaczać.

Na razie fakty są takie, że tęskno mi do bliskości natury, do widoków z okna. Pierwszą rzeczą za którą zatęskniłam, na samym początku mojej małej emigracji, były pagórki i góry. Teren, który zmusza do działania, pracy. Poniekąd też za pogodą. Zimy, które choć przez kilkanaście dni raczą nas śniegiem. Ciepłe lata, czasem bardzo upalne, ale za to z delikatnym, choć suchym wiatrem. Ulewne deszcze, albo zaledwie delikatna mżawka. Niebo, pełne gwiazd. Łąka śpiewająca przez cały wieczór aż do świtu. Spacery po lesie, żywe wspomnienia dziecięcych wypraw, po małym buszu, zapach jodeł i sosen. 
Tęskno za światem, gdzie ciężej żyć, ale jest ono więcej warte.
Aby z jednej strony odpocząć ale i przywieźć trochę tego świata, próbuję gotować. Jest to też sposób na przechowanie jedzenia przywiezionego z rodzinnego domu, albo dostarczenie go bez większego uszczerbku. 

Długo myślałam o czym powinnam pisać, ale jedzenie przynosi chyba najwięcej wspomnień, małych kropelek słońca w życiu, a więc to odpowiedni temat. Nie myślcie jednak, że jestem mistrzem gotowania. Ale bądź co bądź, małe słoiczki ze skarbami zawsze budziły moją ciekawość. Uczyłam się je przygotowywać od małego. Zawsze z kimś. Na początku obserwowałam babcię z mamą, obierałam owoce z kuzynami, czy wreszcie przygotowywałam je z przyjaciółką. Łączy się z tym uprawa własnych warzyw i owoców rzecz jasna. I choć nie wszystko da się zrobić samemu, to warto próbować wykorzystać co się ma. Nie marnowanie posiadanych rzeczy, to chyba powinna być dewiza mojej rodziny. Rzecz której się do końca życia nie pozbędę, tak głęboko we mnie to tkwi. Więc, niezależnie czy sadzę i zbieram coś w ogrodzie, zrywam kwiatki na łące, czy przechadzam się po lesie czy po targu albo markecie, to warto wszystko co przynoszę ze sobą wykorzystać jak najlepiej :)

Wreszcie z tego, mojego długiego wywodu, wspomnień, fantazji i kilkunastu wcześniejszych postów wyszło co powinno tu być. Ogrodnictwo i gotowanie. Dwa w jednym, złączone chęcią nauki i chwilami w rodzinnych stronach. Zapraszam do mnie w nowym sezonie, choć nie gwarantuję stałej obecności, perfekcyjnych przepisów czy opowieści, ale zapraszam do strefy niewielkich marzeń, które próbuje realizować :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

9 MARCA

15 MARCA: Wielkanocne kartki